TONFA
The Original Naruto Fanfic Archive

Main Categories

Het Romance [1092]
Any Naruto fanfiction with the main plot orientating around different sex couples.
Alternate Universe & Crossovers [645]
Where cast of the Naruto Universe are inserted into an alternate universe.
Essays & Tutorials [17]
An area to submit intelligent essays debating topics about the Naruto Universe and writing tutorial submissions.
 
General Fiction [1739]
Any Naruto fanfiction focused without romantic orientation, on a canon character in the current Naruto Universe.
OC-centric [862]
Any Naruto fanfic that has the major inclusion of a fan-made character.
Non-Naruto Fiction [290]
Self-evident
 
Shonen-ai/Yaoi Romance [1575]
Any Naruto fanfiction with the main plot orientating around male same sex couples.
MadFic [194]
Any fic with no real plot and humor based. Doesn't require correct spelling, paragraphing or punctuation but it's a very good idea.
 
Shojo-ai/Yuri Romance [106]
Any Naruto fanfiction with the main plot orientating around female same sex couples.
Fan Ninja Bingo Book [124]
An area to store fanfic information, such as bios, maps, political histories. No stories.
 
 

Site Info

Members: 11986
Series: 261
Stories: 5877
Chapters: 25362
Word count: 47451233
Authors: 2161
Reviews: 40828
Reviewers: 1750
Newest Member: Niri6q
Challenges: 255
Challengers: 193
 


"Kankun" nie znaczy kompletnie nic by Neonka

[Reviews - 4]   Printer Chapter or Story
Table of Contents

- Text Size +
Notka 19 - Noc obudzonych demonów



„Dlaczego ten przypadek trafił się akurat mnie? Przecież do Konohy przebywało, w ramach wymiany integracyjnej, tylu delegatów z odległych krain... Nigdy nie było aż takiego problemu! Owszem, kłopoty się zdarzały... Na przykład wylewni mieszkańcy Kraju Podziemia*, łażący za mną krok w krok i przytulający się przy każdym spotkaniu ( „Bo my tak przyjaźń okazujemy, ja?" ) - koszmar. Wieczne drapanie się „Piaskowców" po głowach ( wiadomo, piaskowe jutsu i te sprawy), od którego człowiek sam się zaczynał skrobać – szlag mnie trafiał, ale wytrzymałem. Kałuże, zostawiane nieopatrznie przez shinobich Wioski Mgły ( o które oczywiście kilka razy się poślizgnąłem ) – tolerowałem, jeśli nie zapominali po sobie posprzątać. Goście z Oto Gakure, niegdyś otoczonej złą sławą, teraz odmienionej, chodzili wciąż ze słuchawkami na uszach, albo, co gorsza, śpiewali pod nosem – zniosłem, jak drzewko Bonzai znosi przycinanie. Ale TO?

Kiedyś marzyłem, żeby zostać Hokage. Spełniło się, lecz każde spełnione marzenie ma jakąś wadę, skazę na pozornie czystej powierzchni. Jeden procent zawsze będzie inny, nie będzie tym, co sobie wyobrażaliśmy. Dlatego czasem boję się marzyć. Jakie jest teraz moje marzenie? Jedyne. Pozbyć się tego człowieka. Móc się go pozbyć.

Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo, którego nie jestem w stanie do końca zrozumieć, co dopiero udowodnić, że groźba faktycznie zaistniała. Coś dzieje się z Konohą i ON ma z tym wiele wspólnego... Odkąd przybył tu z Wioski Koloru, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najpierw utrata apetytu przez Akimichich**, później Shikamaru***, który stał się pracowity. Kiba**** zaczął mieć alergię na psią sierść, Kakashi***** zmienił lekturę na „Sonety księżycowe", a Jiraya****** zaczął być podglądany przez młode dziewczyny! To pierwsze symptomy, a ja czuję, że będzie ich więcej. Lis co chwilę się budzi, przenika do świadomości, mrucząc do ucha zakazane melodie. Listowie otaczające osadę rzednie, barwy stają się jakieś bledsze, a ja... coraz częściej zapominam o słowach „uwierz w siebie". Zastygam bez ruchu, gapiąc się bezmyślnie w jeden punkt. Nie umiem już pracować, irytować badassów; przestaję rozumieć ludzi, brakuje mi słów. Ogrody wielkich klanów wysychają, pagody chwieją się. Na niczym mi nie zależy, straciłem żywotność i nie jest to starość*******...

Najgorsze,że na słowo nikt mi nie uwierzy, ani Rada, ani Lord Feudalny********. Dlaczego? Proste: to nie ja przychodzę na czas do pracy, nie ja zachowuję pełną godności ciszę na zgromadzeniach pełnych starych pry... szacownych emerytów, nie ja chwalę wszystkich, zwłaszcza tych najsilniejszych. Nie ja wspieram milczącą aprobatę na współpracę ze środowiskami przestępczymi. Nie ja przyjmuję łapówki... Taka jest prawda, prędzej usuną z Wioski mnie niż JEGO. ON przypomina im stary porządek.

Jestem sam, sam to widzę, i niech tak na razie zostanie. Jeśli w najbliższym czasie nie znajdę namacalnych dowodów, które nadadzą się do przedstawienia IM, będę musiał... zanim nastąpią nieodwracalne zmiany, które finalnie doprowadzą do destrukcji Konohy... zastosować Ostateczne Rozwiązanie.

Będę musiał go uśmiercić. Oczywiście ponosząc wszelkie konsekwencje, jak za zwykłe przestępstwo. Utrata honoru, publiczne piętno, banicja, śmierć? Nie powiem, żeby to dla mnie były nowe pojęcia. Mimo wszystko...

...ja się trzęsę! Moje mięśnie wibrują. Co się ze mną dzieje? Czyżbym... drżał o swoje stanowisko, jak ci, którymi gardzę? Czyż Hokage nie traci swego stanowiska w chwili śmierci? Czyż nie przysięgałem stać na straży Wioski i jej mieszkańców? Czyżbym się poddał po raz pierwszy w życiu? Czyżbym czuł strach? Nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę GO stąd usunąć, choćby za cenę własnych marzeń . Kiedy przestanę być Hokage, będę jak martwy. A jeżeli się nie poświęcę, jaki sens będzie w moim byciu Hokage? Co to za Hokage, który nie jest wstanie poświęcić bycia Hokage, bycia...

Jestem Naruto Namikaze Uzumaki, potężniejszy od Tego, Który Był Przede Mną*********. Dlaczego wobec tego muszę przegrywać? Dlaczego muszę zawodzić czyjeś oczekiwania? Ojcze... Gdybyś nie odszedł tak wcześnie... Wszystko byłoby łatwiejsze. Co z tego, że cię przerosłem, skoro ciebie tutaj nie ma?"

- Naruto, dlaczego nie śpisz? Naruto, ty płaczesz?

- Nie, Hinato, ja tylko....

„Nie mogę się tak po prostu rozbeczeć. To Sasuke jest EMO, nie ja.**********"

- Naruto?

- Nie płaczę, tylko przypomniałem sobie... - westchnął Uzumaki, kotłując się w pościeli.

- Czyżbyś znowu spotkał Tabu?

- Tak... Zaraz... Jak się domyśliłaś?

- Prosto. Po każdej rozmowie z tym człowiekiem wyglądasz jak wypompowany.

- Zużywam całą chakrę, by powstrzymać demona, który ma niesamowitą ochotę go zabić.

- Nie tylko ty masz taki problem. Ponoć Hyuugom*********** sam się Byakugan włącza na jego widok. A Inuzukom psy wyją do księżyca. Słyszałeś, że córkę Shino************ opuściły wszystkie robaki? Na dwa miesiące! Nażarły się przypadkiem chakry Mamataty, bo GO bez ostrzeżenia zaatakowały.

- Naprawdę? Skąd ty to wszystko wiesz?

- Babskie ploty. Nie płacz, Naruto. Nie możesz tak się przejmować. Musisz zrozumieć, że na niektóre rzeczy nie ma się wpływu. Coś o tym wiem. Czasem kosa trafi na kamień i nie ma w tym nic nienaturalnego.

"O nie, Hinato. Postaram się, aby ostrze kosy rozłupało kamień wbrew wszelkiej logice. Przecież to moja specjalność."


+++



W siedzibie Kazekage*************, kulistej budowli hen na pustyni, winnym państwie, nocna cisza również została raptownie przerwana.

- Matsuri, Matsuri! - szeptał ktoś zaaferowanym głosem.

- Czego! - burknęła tamta, trącona łokciem przez pewnego osobnika, zwykle rudowłosego, co teraz nie było widoczne, bo pomieszczenie spowijał mrok.

- Straszne, okropne, paskudne! - mówił Sabaku no Gaara, gorączkowo pocierając czoło, gdzieś w okolicy tatuażu. Kiedyś, z powodu demona, którego więziło jego ciało, nie był w stanie w ogóle zasnąć; przeciwna opcja niekoniecznie była bardziej przyjemna.

- Co jest paskudne?

- Śnił mi się... To okropne - mówił, przysuwając się do żony. Jego dłoń oscylowała już w okolicach najmniej adekwatnych do aktualnej sytuacji Matsuri.

Kazekage syknął, gdy trzepnęła go po podstępnym łapsku.

- Śnił mi się... - mówił Gaara, jakby się tłumacząc. - ...demon, gorszy od tego, co posiadałem, oraz gorszy od tego, co ma Naruto. Był to wąż, wielki jak góra, o ośmiu głowach i ośmiu ogonach. Dewastował ojczyznę mojego przyjaciela, zbliżał się do naszej... Usłyszałem też jego imię: Yamata no Orochi.

- Jasne, jasne. Niech zgadnę... - pokręciła głową kobieta. Miała twarz napuchniętą od snu; mdłe światło ukazało worki pod oczami, z gatunku znikających po odpowiedniej ilości wypoczynku. - „Posiada karmazynowe ślepia i bardzo brązową skórę, to on przebudził ze snu inne demony"? Przecież nie ma takiego stworzenia! To była zwykła netowa kaczka dziennikarska! Ośmioogoniastym okazał się przecież Hachibi - wół z mackami ośmiornicy... **************

- Oj, nigdy nie wiesz, czy nie ma - mówił Gaara, próbując niepostrzeżenie wsunąć rękę do jej stanika. - Ja się boję, tak bardzo boję... Ała, nie bij!

- Nie od dzisiaj wiem, że używasz swoich EMO - zagrywek, żeby się do mnie dobrać w najmniej odpowiednim momencie! Na przykład w środku nocy!

- No co, potrzebuję miłości...

- A gdyby tak romantyczniej, zamiast tak na chamca mnie molestować? Jakieś wino, kolacja przy świecach, dżonki na jeziorze? Jakiś komplement?

- Yyyy... - zastanowił się Kazekage. - Masz ładne cycki - uśmiechnął się genialnie.

- Bosko, dziękuję, dziękuję. Spadaj i idź spać! - rzekła Matsuri, przewracając się na drugi bok. Przymknęła oczy i wtuliła się w kołdrę.

- Ale on mi się naprawdę śnił! - powiedział rozpaczliwie Gaara.


+++



Jeszcze jedna osoba nie spała tej nocy.

Dziecko jęknęło, zwlekając się z łóżka. Ruszyło w kierunku skrytki, gdzie spoczywało kilka paczek tabletek.

- Czy mogę wziąć jeszcze jedną? - myślał Kankun. Przekroczył zalecaną dawkę chyba trzykrotnie. Ściany zniekształcały się, a w sercu tętnił niepokój. Oroczi wiedział, że nie widzi rzeczy tak jak trzeba. Ból zmniejszył się, lecz dalej wywoływał dreszcze.

- Skóra to jeszcze nic. Ten człowiek zrobił mi coś z wnętrznościami.

Łyknął tabletkę, bez popijania, bo nie miał w pokoju nawet wody.

- Zanim rozpuści się w żołądku, minie pól godziny - mówił cicho do siebie. - Boli.

Po bladym policzku potoczyła się łza, kryształ błysnął w mdłym świetle gwiazdy.

Księżyca nie było, to latarnie w ogrodzie rzucały na ściany mozaikę z dużych kwadratów. Kankun z westchnieniem zszedł po schodach, cichy jak duch. Deski nie skrzypiały, drzwi były dobrze naoliwione, papierowe ściany nie szeleściły. Wejście na taras było uchylone.

Poczuł bosą stopą chłodną rosę na trawie, później gładkość ścieżki wyłożonej kamieniami. Szemrał strumień, cykały świerszcze czy koniki polne, jedne i drugie żyją obok siebie. Uśpione magnolie, ulistnione drzewa wiśni, również bez kwiatów, znał to na pamięć. Nawet ławeczka, pokryta niezliczoną ilością warstw farby. Rodzice w dniu ślubu zrobili sobie na niej zdjęcie. I dziadkowie.

Nadeszła fala bólu gdzieś z okolic żołądka. Kankun syknął. Czym tu zająć umysł? Wyjął z kieszeni szlafroka jeszcze dwie tabletki, połknął je od razu, popijając czystą wodą ze źródła. Zimno wilżące usta przyniosło mu ulgę. Poczuł mdłości, mniej dokuczliwe niż palący ból. Oparł się o krawędź nieaktywnej fontanny. Bazaltowy wąż wodny patrzył w niebo, zadzierając ku górze płetwy. Jakby nakazywał Tokagebiemu uczynić to samo. Gwiazdy tańczyły.

- Kuchiyose no Jutsu - szepnął Kankun, przykładając do ziemi otwartą dłoń. Z gruntu powoli wysunął się śliski stwór, okręcając się przywołującemu wokół stóp.

- Witaj - mówiła Maguda. Jej głos był rozciągły i nierzeczywisty. - Nie ma bitwy, z tego co widzę. Jakie są twoje rozkazy?

- Magudo - powiedział sennie. - Powiedz mi, czy znasz jakiegoś summona, którego jad uśmierza ból?

- Pośrednio tak. Tylko ból istnienia. Delikwent po ukąszeniu ma minutę życia.

- Och nie żartuj, pytam poważnie.

- O jaki ból chodzi?

- Najmocniejszy z możliwych.

- Nie... czasem to niemożliwe, żeby coś uśmierzyć całkowicie. Nie znam nikogo takiego wśród węży, ale jest taka osoba...

- Kto to jest?

- Twój ojciec.

- Że jak niby? On ma jad? Dlaczego nic o tym nie wiem?

- Wielu rzeczy nie wiesz jeszcze o swoim ojcu.

- Czyli też powinienem mieć jad?

- Nie masz, bo większość zdolności odziedziczyłeś po matce.

„Kurwa, dlaczego nie mam jadu" - pomyślałby Kankun, gdyby nie zajął się ukrywaniem bolesnego skurczu na zaspanej buzi.

- Po co ci taka informacja?

- Nieważne... Moja koleżanka ma częste migreny. Taka Izori Asase z drużyny - skłamał bez zmrużenia oka. - Dziękuję ci, możesz wrócić Tam, skąd zawsze przychodzisz.

- Mam nadzieję, że ci pomogłam.

Gdy summon zniknął, Kankun parsknął z niezadowolenia.

- No pięknie, teraz nie pozbędę się tego tałatajstwa! Co mam zrobić? Iść do ojca? „Wiesz tatusiu, ugryź mnie, bo mnie wszystko boli. Mamatata dał mi dziś wycisk i o mało nie wyrwał mi wszystkich flaków"? Nie!

Wrócił do budynku.

Bodźce z uszkodzonych tkanek dochodziły tylko połowicznie, wyspy bólu obok rejonów zupełnie bez czucia. Stał się senny, senny i równocześnie nie mogący zasnąć. Poczuł głód. W spiżarni...Co tam było? Zajrzał, na szczęście światło nie dochodziło do pokoju rodziców. Śpiących spokojnie, bez żadnego cierpienia. Śpijcie dalej, co my tu mamy? W wielkiej misie leżał kawał surowego mięsa, w kałuży krwi.

Krwi! Nie wiedział, co się z nim dzieje. Po prostu na moment stracił świadomość. Ocknął się z rękami pobrudzonymi czerwoną mazią, wyszarpanym kawałkiem mięsa wystającym z ust. W wyjątkowo ładnej sztuce wołowiny była spora dziura.

„Och nie! Co ja zrobiłem. A to...było takie przyjemne." Szybko łyknął kawał mięsa. Chwycił nóż. „Jeśli potnę to na sztuki, nikt się nie zorientuje, co zrobiłem." Przy krojeniu zeżarł jeszcze kilka kawałków. „I tak były poszarpane.." Potem wydłużonym językiem zlizał krew z deski do krojenia, zapomniał nawet o bólu. „Nie... - pomyślał. - "Trzeba zrobić gulasz. Jeden kawałek do miski, drugi nie do miski" - zachichotał, wysysając z mięsa ostatnie soki.

Stój!

- Co ja robię? - zdziwił się. - Chyba nic złego? Nie, to przecież tylko mięso, stworzone do jedzenia. Leżące tu po to. Przecież je się surową wołowinę - przekonywał sam siebie.

Ale doskonale wiedział, iż nie o mięso tutaj chodziło. Poczuł, jak po brodzie spływa mu ślina na widok odrobiny krwi, która zebrała się w misce.

Dysząc ciężko, sprzątnął ślady działalności i szybko ulotnił się ze spiżarki.

Wrócił do pokoju, uświadamiając sobie, co przed chwilą zrobił. Zadrżał, chyba okno było niedomknięte. Teraz Kankun czuł dokładnie, jaka część jego ciała została uszkodzona. Leki wytłumiły ból rzekomy, promieniujący, zostawiając tylko ten właściwy. Brzuch, żebra po lewej stronie, udo. Szyja - powinna spuchnąć; teoretycznie nic na niej nie było, żadnej rany. Najgorsze te wnętrzności, prawdopodobnie zmasakrowane; krwiaki korespondujące między sobą za pośrednictwem zmiażdżonych neuronów, zlewające się w większe skupiska... Krew. Wciąż miał ją na języku, myślał o niej. Nieopatrznie zanurzył się we wspomnieniach.

Nawołując ojca, biegał po łące w wyjątkowo jasnej scenerii, śmiał się, podskakiwał, okręcał się wokół własnej osi. Włosy jeszcze miał krótkie, bo nie wychodził za często poza ogród. Aktualne, wbrew pozorom, nie czyniły go bardziej rozpoznawalnym, ba, chroniły twarz przed nachalnymi spojrzeniami mieszkańców Wioski.

- Synu. Posłuchaj uważnie. Zobacz, co mam w tej miseczce.


Oroczi poczuł ślinę napływającą do ust, jak wtedy. I przyjemne mrowienie w dole brzucha.

Katane, widząc żądzę na naiwnej buzi dziecka, stanowczo schował naczynko za siebie. - Ale tobie nie wolno tego tknąć. - Podniósł miskę wyżej, poza zasięg małych, ciekawskich rączek. - Ono będzie tu sobie stało, a ty... nie wypijesz ani kropelki.

Oczy syna, wielkie i niewinne jak u kociaka, stały się smutne.

- Jeśli ci się uda, dostaniesz nagrodę.

Dziecko rozpromieniło się na nowo.

- Możesz bawić się, robić co tylko zapragniesz, ale nie dotykaj jej. Za piętnaście minut przyjdę i ją zabiorę.


Kankun pamiętał, jak siedział przed zakazanym obiektem bity kwadrans. Nie mogąc przestać wpatrywać się w zawartość naczynia, spoconymi rękami raz po raz wycierał wilgotne usta. Wytrzymał. Tak był pazerny na prezenty. Pamiętał to, jak przez mgłę. Tylko co było w misce? Ciemnoczerwona toń, od której nie można oczu oderwać... Wcześniej wnioskował, że jakiś alkohol, albo syrop, lepki i gęsty.

Nagle sobie uświadomił.

- O mój Boże! Kim ja jestem? - wysyczał, gapiąc się z obłędem na szybę, w której odbijał się zarys jego twarzy.

Przypomniał sobie, iż w późniejszych miesiącach wytrzymywał w sąsiedztwie miski kilka godzin. W końcu zupełnie przestał zwracać na nią uwagę.

- Teraz też nie zwracam na nią uwagi.

Ból powoli odpływał. Kankun połknął jeszcze trzy tabletki i runął jak długi na łóżko, nie przykrywając się nawet. Mimo odczuwanego ziąbu, nie był w stanie uczynić ruchu. Sufit był zbyt blisko nosa, meble zbyt mocno się deformowały. Wzorki atakowały ze ścian.

Świat stawał się coraz bledszy.

Chłopak zasnął.



--------------------



* Ta kraina nie występuje w oryginale. Następne i owszem. Jak i mieszkańcy.

** Klan niezwykle zadowolony. Wojuje w sposób... gastryczny. Członkowie potrafią szybko zwiększać wzrost i wagę, by zmiażdżyć przeciwnika. Ubytki chakry po walce uzupełniają... jedzeniem. W wolnych chwilach, między zrywami niepodległościowymi, po prostu pochłaniają wszystko, co nadaje się do spożycia.

*** Shikamaru zwykle się nie rusza, niczym się nie zajmuje i nic mu się nie podoba. Pracowitość - jakaż to dla niego musi być tragedia!

**** Kiba, jak i inni z klanu Inuzuka, szczyci się tym, że posiada psa bojowego, nie jest to do końca pitbull ani pokemon, bo Inuzuki kochają swoje psy nad życie, są jakoby z nimi nierozerwalnie złączeni.

***** W tej chwili powiem o nim tylko tyle, że zaczytuje się zboczonych książkach.

****** W tej chwili powiem o nim tylko tyle, że pisze zboczone książki, w których zaczytuje się ten poprzedni. Czerpiąc inspiracje, włóczy się po okolicznych „Gogol bordello" oraz podgląda dziewczyny. Ma około sześćdziesiątki.

******* Jeśli możemy mówić o starości w 27. roku życia. :D

******** Hokage jest kimś w rodzaju generała armii. Lord Feudalny to odpowiednik prezydenta albo króla, Rada albo Starszyzna to rząd. Łatwo się domyśleć, że przy demokratyzacji społeczeństwa wpływy pojedynczej osoby przy władzy słabną. Siódmy Hokage nie ma już takich uprawnień jak poprzednik (poprzedniczka?) paradoksalnie przez swoje własne działania.

********* Jego ojcem był Czwarty Hokage (ups! spoiler). Szybko skończył swoje rezydowanie, przez ómarcie. Mimowolnie nasuwa mi się analogia do Mufasy i Simby. :D

********** Sasuke jest emo i tego się trzymajmy.

*********** Było! W innym rozdziale.

************ Shino, jak i inni członkowie klanu Aburame walczą robalami, które jedzą chakrę. Aha i dziwnie wyglądają, analogicznie do tego, czym się posługują. Aha, te insekty w nich żyją. Jak to musi łaskotać...

************* To samo stanowisko, co Naruto posiada, w innym państwie. Stąd przedrostek Kaze- co znaczy „wiatr". Przedrostek się zmienia, ale końcówka – kage pozostaje w każdym przypadku.

************** Faktycznie, do pewnego momentu fani spekulowali, oparłszy się na jakiejś japońskiej legendzie, że Orochimaru jest „nosicielem" demona jak Naruto i Gaara, tylko takiego najbardziej wrednego. Nie był. Zdarza się i tak.


Muzyka: Lion King Musical – "Endless night" (nie mogłam się powstrzymać!), Nosowska-Osiecka - „Kokaina"
You must login (register) to review.